Po siódme – nie kradnij, również w internecie

Dyrektywa w sprawie praw autorskich zwraca uwagę na to, że zasada – tam się kończy moja wolność, gdzie zaczyna się cudza – dotyczy również własności intelektualnej – pisze mec. Katarzyna Kosicka-Polak, partner i radca prawny w MKZ Partnerzy.
Przyjęte przez Parlament Europejski przepisy chronią prawa twórców, wydawców, producentów – wszystkich tych, którzy tworzą dzieła i nimi legalnie zarządzają. Chodzi o dyrektywę w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym. Tym, którzy brali sobie cudze chronione utwory bez pytania i wykorzystywali je we własnych celach biznesowych, mimo że było to zakazane, nowe prawo UE utrudni życie.

(…)

Z uwagi na to, że wirtualna rzeczywistość odgrywa coraz większą rolę w naszym życiu, nadszedł czas, żeby wprowadzić do niej reguły obowiązujące w realnym świecie. Przecież reżyser, aktor, malarz czy pisarz, idąc do informatyka czy piekarza, musi zapłacić im za ich usługi. Dlaczego płacenie za obejrzenie filmu, przeczytanie artykułu lub e-booka ma być ograniczeniem wolności? Choć i tak prawo do tzw. dozwolonego użytku – czyli wykorzystywania własności intelektualnej na prywatne, niebiznesowe potrzeby zostaje. W tym przypadku opłata jest ukryta w towarze, który kupimy dzięki wirtualnej reklamie. Chodzi o to, żeby wirtualni giganci tym zyskiem z reklamy zaczęli się dzielić.

Czytaj więcej w „Rzeczpospolitej”

Polecamy również artykuł „Dyrektywa o prawie autorskim – koniec „wolnej amerykanki w Europie