(…)
Z uwagi na to, że wirtualna rzeczywistość odgrywa coraz większą rolę w naszym życiu, nadszedł czas, żeby wprowadzić do niej reguły obowiązujące w realnym świecie. Przecież reżyser, aktor, malarz czy pisarz, idąc do informatyka czy piekarza, musi zapłacić im za ich usługi. Dlaczego płacenie za obejrzenie filmu, przeczytanie artykułu lub e-booka ma być ograniczeniem wolności? Choć i tak prawo do tzw. dozwolonego użytku – czyli wykorzystywania własności intelektualnej na prywatne, niebiznesowe potrzeby zostaje. W tym przypadku opłata jest ukryta w towarze, który kupimy dzięki wirtualnej reklamie. Chodzi o to, żeby wirtualni giganci tym zyskiem z reklamy zaczęli się dzielić.
Czytaj więcej w „Rzeczpospolitej”
Polecamy również artykuł „Dyrektywa o prawie autorskim – koniec „wolnej amerykanki w Europie