Parlament Europejski przyjął dyrektywę w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym. Czy i jak jej przepisy mogą wpłynąć na losy branży reklamowej? – pisze Katarzyna Kosicka-Polak partner i radca prawny w MKZ Partnerzy.
Sytuacja szybko się nie zmieni. Na to, aż nowe regulacje zaczną obowiązywać w Polsce, możemy czekać ponad rok. Zgodnie z dyrektywą, która sama wejdzie w życie dwudziestego dnia po jej opublikowaniu w Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej, państwa członkowskie mogą ją implementować do własnych porządków prawnych jeszcze przez rok od tej daty. Polska zapewne nie będzie się spieszyć – obok Holandii, Włoch, Finlandii i Luksemburga głosowała przeciw nowym przepisom.
Jedni będą niecierpliwie czekać na ich wprowadzenie do porządku krajowego, inni liczyć, że obowiązywanie – jak mówią ACTA2 – zostanie oddalone w czasie. Jedno jest pewne – wielu wydawców i twórców od dawna skarży się na braku szacunku do swoich praw. Załamani muzycy płaczą, obserwując miliony odsłon swoich utworów na YouTubie i grosze we własnych kieszeniach. Sfrustrowani dziennikarze zżymają się na obroty generowane przez agregatory treści, nic od nich nie dostając za jej tworzenie. Gazety, w których są zatrudnieni, z roku na roku tną im wierszówki, argumentując to tym, że na więcej ich nie stać. Komu się opłaca dobrze zapłacić za godziny pracy dziennikarza śledczego, gdy jego odkrycie błyskawicznie rozejdzie się w sieci? Wystarczy skopiować lid i kilka pierwszych zdań i już jest news – więcej jak wiadomo i tak nikt nie przeczyta. Wydawcy, redaktorzy, muzycy, filmowcy narzekają, że są bezsilni w starciu z Google’em, YouTube’em czy Facebookiem, podkreślają, że nie chcą wcale ograniczenia praw zwykłych użytkowników internetu.
Czytaj więcej na stronie nowymarketing.pl